jak oni śpiewają!

W mediach i na polskich drogach sporo aktualnie rozśpiewanych księży... młodemu pokoleniu zdawać by się mogło, że ksiądz katecheta i gitara to zgrany duet, bez którego nie można sobie wyobrazić katolickiej ekspresji. A przecież nie zawsze tak bywało. Na przestrzeni dwóch chrześcijańskich tysiącleci synody i sobory wydawały i potwierdzały zakazy obejmujące wszelkie pozaliturgiczne muzykowanie ze strony księży. Gitarom do kościołów wstęp wzbroniony! Muzyką własną Kościoła rzymskokatolickiego jest chorał gregoriański oraz dopuszczone użycie organów. Tylko tyle i ani kroku dalej.

Czemu zatem muzykujący duchowni, którzy poza gronem katolickich integrystów nie wywołują powszechnego oburzenia i zgorszenia? Pytanie na tyle intrygujące, że postanowiłem się temu przyjrzeć i zobaczyć, czy to aby nie wdzięczny temat z pogranicza antropologii irreligijnej.

Pierwszy rozpoczynał muzyczną karierę francuski jezuita ojciec Duval, którego piosenki wykonywane są po dziś dzień. Liryczny charakter twórczości, zbliżający kompozycje Duvala do piosenek aktorskich nie przyniósł muzykującemu księdzu zawrotnej kariery, ale z całą pewnością istniało spore grono wiernych fanów, które chadzało na koncerty, kupowało płyty, a także przewoziło je za żelazną kurtynę, gdzie powstawały polskie wersje religijnych szlagierów. Tym samym ksiądz z gitarą nie wydawał się nikomu obrazoburczym widowiskiem, a wierni zaczynali się oswajać z inną niż liturgiczna muzyką wykonywaną przez duchowieństwo. Literacko i muzycznie to twórczość nie tyle sakralna, co religijna. Osadzona w tradycji ludowych pieśni domowych traktujących o religijnych wydarzeniach z mniej ortodoksyjnego punktu widzenia. Twórczość ojca Duval pozwoliła stworzyć także w katolickim środowisku pojęcie "piosenki religijnej" różnej od liturgicznej pieśni wykonywanej w kościołach.



Choć rewolucyjne, to jednak mało medialne. Tu zdaje się, pierwsza - pierwsza w ogóle i przez kilka miesięcy pierwsza na liście światowych list przebojów była Soeur Sourire - Siostra Uśmiech, czyli Jean-Paul Marie Deckers belgijska dominikanka, która elektryzowała środowisko muzyki popularnej i rozrywkowej prostą i pogodną piosenką o świętym Dominiku. Nagrany w 1964 roku singiel szybko przysporzył śpiewającej zakonnicy wiernych fanów oraz przyczynił się do wydania płyty pod tytułem "Soeur Sourire. The Singing Nun". Tytuł płyty zdaje się tłumaczyć niesłychane powodzenie dominikańskiej szansonistki oraz medialny sukces o zasięgu tak szerokim, że bez piosenki Siostry Uśmiech nie można sobie wyobrazić pejzażu muzycznego lat sześćdziesiątych. Wszystkie poważne składanki muzyczne uwzględniają piosenkę "Dominique" - choć przecież to naprawdę nieskomplikowany tekst osnuty na kanwie kilku legend opowiadających o cudach i działalności świętego Dominika Guzmana. 



Zatem nie w muzycznych i literackich walorach piosenki tkwiło źródło sukcesu, a w jej wykonawczyni. Społeczeństwo i odbiorcy najmniej spodziewali się zakonnicy grającej na gitarze - szokujące, niebywałe, porywające - to tylko kilka prasowych epitetów z 1964 roku. Wydawcy toczyli boje o możliwość wydania kolejnych płyt Siostry Uśmiech, tłoczono je w tysiącach egzemplarzy, a potem w błyskawicznym tempie wykupowano ze sklepów. Dotychczasowe przekonanie o purytańskim charakterze katolickich klasztorów zaczynało ustępować wizerunkowi przyjaznej, uśmiechniętej (!), pogodnej i rozśpiewanej zakonnicy, dla której (w przeciwieństwie do tej z "Dźwięków Muzyki") wciąż znajdowało się miejsce w klasztornej wspólnocie. I była to zmiana na tyle rewolucyjna, że wciąż powracająca w popularnej ikonosferze, produkcjach filmowych i teatralnych (dość wspomnieć kasowy przebój "Sister Act"). Śpiewająca zakonnica podbijała miliony serc, ale miłość wygasła, gdy owa postanowiła przestać być zakonnicą - nikt nie był zainteresowany kobietą śpiewającą pogodne piosenki o wierze. Mogło się to sprawdzić jedynie w przypadku zakonnicy. Nie pomagały nawet odważne deklaracje na temat stosunku do aborcji i środków antykoncepcyjnych oraz kontestowanie katolickich dogmatów. Rozpoczęła się dramatyczna walka o środki do życia, chęć istnienia na muzycznej scenie i rozpaczliwe próby powrotu z niekwestionowanym szlagierem lat sześćdziesiątych... w nowym elektronicznym wydaniu lat osiemdziesiątych. Stacje muzyczne i telewizyjne wyemitowały teledysk kilka razy. Kilkanaście miesięcy później dawna Siostra Uśmiech wraz ze swoją życiową partnerką popełnią samobójstwo...



Ale mentalna i wizerunkowa rewolucja przyniosła trwałe rezultaty i przyczyniła się do utrwalenia wizerunku muzykujących duchownych, dla których gitara lub inny (często elektroniczny) instrument stanowią kolejne narzędzie ewangelizacyjne. Dzięki fenomenowi ojca Duval i Siostry Uśmiech zaczęły pojawiać się w Polsce próby tworzenia nowej katolickiej ekspresji muzycznej. Po nowe środki wyrazu sięgali kompozytorzy z nurtu muzyki popularnej, jak Katarzyna Gaertner komponująca w latach sześćdziesiątych mszę beatową "Pan przyjacielem moim". Kompozycje Gaertner na stałe zadomowiły się w muzycznym kostiumie liturgii katolickiej w Polsce i dziś już chyba nikt nie zdaje sobie sprawy z muzycznych źródeł śpiewanych części stałych Mszy. 



Nie bez znaczenia dla takowego rozwoju spraw były sprzyjające okoliczności w obrębie samego Kościoła, który na fali II Soboru Watykańskiego z definicji postanowił otworzyć się na współczesność i podjąć dialog ze światem, społeczeństwem i jego kulturą. Bez owych zmian programowych eksperymenty duchownych pozostałyby w najlepszym wypadku na antypodach życia religijnego i nie wywarłyby tak istotnych zmian w Kościele i społeczeństwie. Nowa muzyka zaczęła zajmować miejsce gregoriańskich śpiewów i choć nigdy łacina nie przestała być językiem własnym rzymskiego katolicyzmu ustąpić musiała, wraz z tradycyjnymi pieśniami przed nowymi brzmieniami. Po zachodnioeuropejskich eksperymentach przyszła kolej na Polskę i jej seminaria duchowne, które pochwalić się mogły przynajmniej jednym kleryckim zespołem wykonującym pieśni religijne "po nowemu". To istotna zmiana, zważywszy na formacyjny charakter kościelnych instytucji promujących od tego momentu nieliturgiczną ze swej definicji muzykę i nowy styl uprawiania duszpasterstwa. 

Wewnętrzne zmiany dokonujące się po Vaticanum II oraz zewnętrzne okoliczności - zniesienie cenzury, uwolnienie rynku (także muzycznego) w latach dziewięćdziesiątych  przyczyniły się do wzrostu i rozwoju religijnego rynku muzycznego w Polsce. Wydawnictwa kościelne w ogromnych ilościach wydawały kasety, później płyty rozmaitych zespołów katolickich, a także muzykujących księży, zakonników i zakonnic. Z czasem rynek polskiej muzyki religijnej zaczął się różnicować - od popularnych brzmień "pielgrzymkowych", poprzez akompaniamenty elektroniczne, zespoły dziecięce po heavy-metalowe. 

Opisywanym jednak zjawiskiem jest tu muzyczna twórczość duchownych, tak zakonnych, jak i świeckich wśród których główne miejsce w Polsce zajmuje śpiewający duchowny ks. Stefan Ceberek wykonujący kompozycje zarówno własne, jak i spopularyzowane tłumaczenia francuskich i amerykańskich autorów. Do osiągnięcia znacznego sukcesu religijnego piosenkarza przyczyniło się Radio Maryja oraz Telewizja Trwam emitujące w swoich programach piosenki duchownego oraz produkujące dla niego teledyski. Twórczość duchownego opiera się na tekstach wybitnie religijnych, relacjonujących wydarzenia ewangeliczne, a także patriotycznych o znamiennych tytułach "Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana" lub "Dokąd idziesz Polsko?". Nic dziwnego zatem, że koncerty pieśni duchownego organizowane są w związku z narodowymi rocznicami i głównymi organizatorami owych wydarzeń są środowiska prawicowe. 



Drugim polskim duchownym realizującym się na muzycznej scenie piosenki religijnej jest ks. Paweł Szerlowski, którego twórczość, maniera wykonawcza oraz wideoklipy inspirowane są twórczością ks. Ceberka i do niej w wyraźny sposób nawiązują. 



Obaj księża w materiałach filmowych podkreślają swoją duszpasterską tożsamość poprzez zamieszczanie relacji lub zdjęć z celebrowanych uroczystości religijnych lub występując w insygniach władzy kapłańskiej - stule, ornacie. Owe szczegóły wydają się być istotne z punktu widzenia próby definiowania charakteru twórczości muzykujących duchownych, dla których - jak zgodnie podkreślają w wywiadach - nie kariera muzyczna, a misja duszpasterska stanowią główny cel. Realizacje muzyczne są tu jedynie narzędziem w dotarciu do szerokich rzesz wiernych.

Współczesność pokazała jak owo muzyczne salto mortale wykonane przez ojca Duval czy Siostrę Sourire wpisało się na stałe w specyfikę działań duszpasterskich oraz jak silnie przewartościowało obraz katolickiego duchownego, dla którego sprzęt muzyczny nie jest jedynie dodatkiem do pełnionej funkcji, ale wręcz właściwym mu atrybutem, tak niezbędnym jak liturgiczne szaty czy księgi.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz