"z żydowskich pacierzy"

Od czasu do czasu na najpopularniejszym polskim portalu aukcyjnym natrafić można na kompletne, bądź porozcinane zwoje Tory. Sprzedawane jako "judaica", "judaika", "żydowski antyk" lub "kabałę" w większości przypadków cieszą się sporym zainteresowaniem kupujących, którzy za stosunkowo niewielkie pieniądze mogą, za radą jednego ze Sprzedających "wyposażyć biuro, gabinet lub salon w niebanalną ozdobę, nadającą wnętrzu aurę mistyki i zapewniającą powodzenie w interesach" (pisownia oryginalna). 

Związków pomiędzy Biblią hebrajską (zwaną w niektórych kręgach Starym Testamentem) a interesami nie znalazłem, no może jeśli idzie o sprzedaż Józefa przez braci, ale to raczej przypadek skrajny, choć w ostatecznym rozrachunku opatrznościowy. Natknąłem się co prawda w księgarni na pozycję "Żydowska mądrość w biznesie. Jak odnieść prawdziwy sukces dzięki lekcjom Tory i innych starożytnych tekstów", ale zdaje się, że Brackmann i Jaffe egzegetami nie są.

O związkach Żydów z pieniędzmi w popularnym dyskursie i równie popularnej ikonosferze pisał nie będę. Zainteresowanych odsyłam na najbliższy odpust, gdzie na straganach zaroi się od Żydów - oprawnych w ramy, tych świętych i tych z pieniędzmi. Do wyboru, do koloru! Zdecydowanie bardziej interesuje mnie fenomen spieniężania żydowskich pamiątek, o których śmiało pisać można za Dylewską, że to prawdziwe "okruchy pamięci".

Z prowadzonych przez siebie badań nad tym marketingowym fenomenem wynika jedno, żaden ze Sprzedających (o ile zechciał udzielić mi takowej informacji) nie sprzedawał rodzinnych pamiątek - zresztą, na własnościowy zwój Tory pozwolić mógł sobie co najwyżej Poznański czy Rotschild, a i tę przechowywał w ufundowanym przez siebie domu modlitwy czy synagodze. A zatem jak owe zwoje znad nadwiślańskiego brzegu znalazły się w rękach sprzedawców? Odpowiedź prosta i niezwykle dyplomatyczna - "różnie".

Nabyto je na targowiskach staroci, giełdach kolekcjonerskich, bądź znaleziono na strychach domów. I tu zaczynają się strome schody i moralnie wątpliwe rejony. Znalezione na strychu nie znalazły się tam same. Scenariusz dla owej opowieści pachnie dramatem - zwój Tory przekazali na przechowanie Żydzi uciekający, ścigani, a przede wszystkim wierzący, że jeszcze wrócą i odbiorą przekazany zaufanym ludziom (!) skarb. Nastąpiła wymiana pokoleń, transmisja kulturowa uległa przerwaniu i mało kto o owym kredycie zaufania pamięta. 

Rozcięty, naderwany, zalany, słowem nieczytelny w pełni zwój Tory staje się bezużytecznym w sensie liturgicznym i jako taki powinien zostać złożony w genizie - magazynie ksiąg zawierających "święty alfabet", by następnie pochować go na żydowskim cmentarzu w specjalnie do tego celu wyznaczonym miejscu. Uświadomieni Sprzedający deklarowali swoją niewiedzę w tym temacie i w kilku przypadkach decydowali się na wycofanie oferty oraz kontakt z najbliższą gminą żydowską. Wyrażali swoje ubolewanie, zażenowanie, przepraszali. Druga grupa deklarowała w sposób jawny swoją niechęć, uważając za święte prawo własności do nabytego (lub - przypomnijmy - przekazanego) przedmiotu. 

Druga postawa wydała mi się być z poznawczego punktu widzenia interesującą, bo obnażającą pewne tragiczne widmo przeszłości, które Gross określił mianem "dewaloryzacji żydowskiego życia".

"Żydowskie" w ocenie niektórych to przede wszystkim niepełnowartościowe, kalekie, upośledzone, wstydliwe i zapewne można by tę smutną litanię pomnażać o kolejne epitety. Nie darmo ujmą dla piłkarskiej tężyzny jest określeniem jej mianem "żydowskiej". Nawet jeśli w paradoksalny sposób, a w zgodzie z wszystkimi znanymi mi teoriami spiskowymi drużyna owa wygrywa - pozostaje jednak ułomną, bo żydowską.

Ogólny ogląd rynku - tego handlowego i idei, który z niepokojącym zaciekawieniem eksplorowałem ukazał przede wszystkim wciąż obecną i żywą, a przez pierwszych etnografów opisywaną ludową wizję Żyda jako "misterium tremendum et fascinans" dodając do tego nową, mało magiczną, ale wciąż irracjonalną jakość. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz